Na pół pary
W czasie i przestrzeni
Najmodniejszy temat medialny ostatnich miesięcy, i lat, to elektromobilność i budowa polskiego auta elektrycznego dla mas. Ministerstwo Energii powołało nawet w tym celu specjalną spółkę do “prowadzenie prac nad rozpoczęciem produkcji pierwszego w kraju samochodu elektrycznego”. Obecnie prace nad tym projektem są tak utajnione, że nie wiadomo nawet czy trwają. Zbierając materiały do książki i filmu o stuleciu polskiej energetyki natknąłem się na wiele ciekawych publikacji motoryzacyjnych z lat 70 i 80 ubiegłego wieku. W tamtym czasie padało wiele propozycji rozwoju polskiej motoryzacji. Pracowano też nad budową samochodów elektrycznych. Polskich oczywiście. Jeden materiał, właściwie spotkanie, zainteresował mnie na tyle, że postanowiłem przybliżyć Państwu temat nowoczesnego samochodu na … parę.
Pomysł
Lipiec 1971 rok. W redakcji Trybuny Ludu zjawił się gość, który tak zostaje przedstawiony przez gospodarza spotkania:
“Zjawił się u mnie autor z propozycją opublikowania artykułu o samochodzie parowym. Bardzo lubię takich autorów. Nie tylko dlatego, że w rozmowie z człowiekiem dysponującym gruntowną znajomością jakiegoś zagadnienia technicznego można się dowiedzieć wielu rzeczy nowych i nieraz zaskakująco ciekawych, a uchodzących uwadze, gdy się pobieżnie przegląda stosy czasopism naukowych i technicznych. Przede wszystkim dlatego, że przyjemny jest kontakt z kimś, kto – uznawszy za słuszną jakąś ideę – forsuje ją, walczy o wcielenie jej w życie. Taka postawa budzi sympatię i szacunek nawet wtedy, gdy owa idea nie najlepiej pasuje do realiów, w których usiłuje ją osadzić entuzjasta. Przecież takim niespokojnym duchom zawdzięczamy postęp, przecież wszystko, co się składa na dzisiejszą cywilizację przemysłową, kiedyś trudne było do osadzenia w realiach technicznych i ekonomicznych.”
Dyskusja
Mijały kwadranse, spiętrzały się niezałatwione sprawy redakcyjne, a oni gadali i gadali o tym samochodzie parowym. Pojawił się nawet pomysł, żeby w redakcyjnej Wołdze wymienić staroświecki napęd na gustowne kociołki parowe. Kiedy przyszło do podjęcie decyzji o publikacji, gospodarz spotkania powiedział zdecydowane – nie.
Argumenty
“Mój rozmówca zamilkł, wziął kartkę papieru, długopis i na lewej połowie kartki zestawił w długim pionowym rzędzie argumenty przemawiające za produkcją samochodu parowego, poczem zaproponował abym ja zapełnił kontrargumentami połowę prawą.” Kiedy gospodarz spotkania zastanawiał się nad argumentami zapisanymi przez gościa po lewej stronie kartki, ten wygłosił płomienną mowę, mniej więcej tej treści:
“Mamy w Polsce produkować masowy samochód. Wobec tego zasatanawiamy się nad zakupem licencji popularnego samochodu konwencjonalnego. Typ na który się zdecydujemy, będzie nowoczesny w momencie zakupu licencji. Ale kiedy pierwsze wozy zaczną schodzić z taśmy – nie będzie to już najnowocześniejszy, a po paru latach (bo przecież bedziemy go produkować długo) stanie się po prostu przestarzały i w ten sposób zagracimy polskie drogi anachronicznymi cuchnącymi maszynami. Gdybyśmy zaś przeskoczyli etap masowości samochodu konwencjonalnego i od razu zdecydowali się na samochód przyszłości – zaleźlibyśmy się na czołowej pozycji, zbieralibyśmy ekonomiczną śmietankę postępu technicznego”
Zdrowy rozsądek
Po zakończeniu przemowy gościa, gospodarz wygłosił długi spicz o polskim przemyśle motoryzacyjnym, o naszych możliwościach techniczno-ekonomicznych, o niepewnej przyszłości samochodowego napędu parowego. Gość, wysłuchawszy, pokiwał głową, zabrał swój artykuł i poszedł. Gospodarzowi zrobiło się łyso.
“Cóż z tego, że nie powiniśmy gonić po dachu szczygła, skoro nawet jeszcze wróbla w garści nie mamy, że postawienie na samochód parowy byłoby równoznaczne z obraniem najdłuższej, najdroższej i najbardziej zawodnej drogi do upowszechnienia motoryzacji? Cóż z tego, że mam rację, skoro oakazałem się przeciwnikiem postępu technicznego, obrzydliwym konserwatystą, podcinaczem skrzydeł, twardogłowcem mówiącym “nie” z pozycji siły … I to kto? Ja, który z profesji, nie mówiąc już o wewnętrzym przekonaniu, powinienem na światło dzienne wyciągać wszystko co nowe i postępowe, popierać, propagować, przekonywać, zarażać entuzjazmem, dobijać się …
A zamiast tego powiadam: chroń nas , zdrowy rozsądku przed samochodem parowym, budową polskiej rakiety międzyplanetarnej i komputeryzacją biurowości w gromadzkiej radzie narodowej”
Wnioski
“A cóż, zachowując poczucie odpowiedzialności, można postulować w odniesieniu do samochodu parowego? Tylko tyle, że nie powinien on wypaść z naszego pola widzenia. A więc, że w Polsce przy jakiejś katedrze, lub instytucie powinna istnieć komórka badająca to zagadnienie. Nie po to, oczywiście, żeby zbudować cudowny prototyp, bo wiarę w cuda lepiej jest wyeliminować z rachunku. Cel jej istnienia jest bardzo skromny. Jeśli w przyszłości okaże się, że samochód parowy zaczyna odgrywać istotniejszą rolę – będziemy dysponować kilkoma czy kilkunastoma ludźmi znającymi się na rzeczy, będziemy mięli maleńki punkt startu. Jeśli zaś okaże się, że nic z tego wychodzi stwierdzimy, że niewiele pieniędzy i wysiłku straciliśmy na ten ten cel.”
Instytut
Program budowy polskiego samochódu elektrycznego, program Czyste Powietrze, program Energia Plus, programy energetyczne .N, PSL, Samoobrony, PZPR, SLD czy kiedyś napisany Program Wisła, wszystko to szlachetne programy. I może nawet kiedyś zostaną zrealizowane. A tymczasem proponuję utworzyć Instytut Energetyki “Pod Parą”. Zebrać tam wszystkie wymienione, i nie, programy. Niech kilku fachowców, w miłej i sympatycznej atmosferze, czeka na kolejne … programy. Za kilka lat, może pojawi się gość, tym razem z “Programem budowy między galaktycznej rakiety” … na parę, oczywiście.
gość: nieznany
gospodarz: redaktor Zbigniew Siedlecki
tytuł: Trybuna Ludu, wydanie sobotnie, 3 lipca 1971r.
Robert Grudziński, niezależny obserwator zjawisk energetycznych.